Wednesday, December 26, 2007
Thursday, December 20, 2007
two missing Poles
Dzis o 6.00 rano z lotniska East Midlands Airport wystartowal samolot linii Rayanair z dwoma pustymi miejscami na pokladzie.
I wasn’t dreaming of a green Christmas, but heh, i tak beda to najlepsze pierwsze Swieta Bozego Narodzenia w Anglii ze wszystkich pierwszych Swiat Bozego Narodzenia w Anglii.
Jutro pieczemy pierniczki na choinke, bo nasza choinka stoi juz i pachnie w salonie, a pozniej moze nawet zrobimy barszcz z uszkami, a co. My nie zrobimy?
Posted by Takietam at 11:51 PM 3 comments
Monday, December 10, 2007
Hidden skills
Moj maz mi gotuje. Co wiecej, gotuje swietnie.
Wczorajsze krewetki z brokulami byly tak dobre, ze nie moge przestac sie oblizywac.
Jajecznica, ktora dostalam rano sprawila, ze az sie zawstydzilam - byla duzo lepsza od tej, ktora zazwyczaj sama robie.
Musze sie dobrze zastanowic czy rzeczywiscie chce szybko wyzdrowiec.
Posted by Takietam at 10:20 PM 0 comments
Sunday, December 9, 2007
George Eliot Hospital story
Nikt nie potrafi wypowiedziec mojego nazwiska. Pielegniarki przyznaly sie, ze cwiczyly juz pare dni przed moim przyjsciem do szpitala, a i tak za kazdym razem wywolywana bylam jako Mrs Carolina.
Co nie zmienia faktu, ze Mrs Carolina byla traktowana bardzo dobrze.
Pamietam, ze juz zasypiajac pod narkoza jeszcze smialam sie z zartow anestezjologa i dwoch chirurgow probujacych rozpaczliwie znalezc zyle na mojej rece. "How can you have invisible veins?"
Pamietam jeszcze, ze kazali mi podac swoje samopoczucie w skali od 1 do 10 i za kazdym razem mowilam 6, bo nie bylam w stanie przypomniec sobie innej cyfry, smiejac sie przy tym sama z siebie.
Powiedzialam im tez, ze za chwile zaczne pewnie mowic po polsku i zeby sie nie zdziwili, bo ja zawsze mowie przez sen. Powiedzieli, ze nie moga sie doczekac, mimo ze nie znaja polskiego...
...i wiecej nie pamietam.
Obudzila mnie rozmowa dwoch skonfundowanych pielegniarek, ktore nakrywaly mnie juz trzecim kocem i ciagle nie mogly rozgrzac moich nog. Pamietam, ze pomiedzy ich slowami brzmialo mi w glowie rytmiczne biiiip, biiip, biiip, i ze lekarz, ktory przyszedl do dziewczyny obok powiedzial: "Hey guys you're playing tunes with each other".
I dostalam smieszne niebieskie spodnie, bo w moje nie moglam wcisnac kolana, ktore teraz jest trzy razy wieksze niz zazwyczaj.
I bylaby to bardzo fajna historia do opowiadania, gdyby nie fakt, ze czeka mnie to wszystko jeszcze raz i ze po rekonstrukcji wiezadel krzyzowych, na ktora jeszcze pewnie musze poczekac pare miesiecy, czeka mnie kolejne 6 miesiecy dochodzenia do siebie.
I like the way life challenges me.
Posted by Takietam at 2:14 PM 2 comments
Saturday, December 1, 2007
chce zapamietac zachod slonca nad Szyndzielnia
Po sniegu chodzi sie zle.
Za to osniezone gory wygladaja przepieknie nawet z okna szpitala.
I tylko sny o jezdzeniu na nartach troche sa straszne po przebudzeniu.
***
W piatek o 7:00 mam operacje.
Posted by Takietam at 5:10 PM 2 comments
Sunday, November 18, 2007
Snieg snieg!
Przed chwila spadly dwa centrymetry sniegu. Podejrzewam, ze jutro wszystko bedzie zamkniete z powodu kataklizmu. Szkoly, sklepy, biura.
To nie jest takie byle co - w koncu to SNIEG.
W zeszlym roku poodwolywali zajecia na uniwersytecie. Podejrzewam, zeby studenci z cieplych krajow mogli pierwszy raz w zyciu ulepic balwana.
Ciekawe jak sie chodzi o kulach po sniegu... Zaraz wracam ;)
Posted by Takietam at 10:20 PM 0 comments
Tuesday, November 6, 2007
Crippled cripple
Jestem koslawa lajza (hmm, z polskimi znakami brzmi to jakos bardziej przekonujaco).
Mam szpotawa nozke (ciagle nie bardzo).
A ha! Jestem okazem zdrowia (ciekawe).
Od dzis przez nastepne dwa tygodnie (oby tylko) poruszam sie o kulach, bo jak ta ostatnia lajza skrecilam sobie noge w kolanie.
Zastanawiam sie dlaczego to tak jest, ze jak zaczynam dochodzic do formy - wlasnie podnioslam obciazenia i na capo jakos lepiej mi sie zaczelo grac - to natychmiast nastepuje przymusowa przerwa w treningach. Ten schemat powtarza sie juz od paru lat, wiec powinnam przestac juz sie dziwic, ale nie podoba mi sie to i zamierzam protestowac.
Ide robic brzuszki.*
--------
* Przypis dla B. - chodzi mi oczywiscie o metaforyczne brzuszki :D
Posted by Takietam at 11:34 AM 2 comments
Thursday, November 1, 2007
Posted by Takietam at 1:42 PM 0 comments
Monday, October 15, 2007
Fresher
1. No i stalo sie - jestem studentka (again), ale tym razem full-time, full options, full wypas.
2. Nie moge oprzec sie porownaniu, ze weszlam w labirynt i musze nauczyc sie w nim poruszac.
Kolejne skille do zdobycia: library (done), sports centre (done), guild of students (visited), graduate training programme (jutro), seminarium z devolution, territorial politics and multilevel governance u mojej promotorki - wazny punkt, zeby sie pokazac, zablysnac, zdobyc extra points (done).
3. Za duzo gram w guild wars, bo: patrz pkt 2, ale wolno mi, bo: patrz pkt 1.
Poczatek byl twardy. Moja promotorka po pierwsze nie poznala mnie (wbaczylam jej, bo widzialysmy sie tylko raz i bylo to w marcu, no i powiedzmy, ze miala utrudnione zadanie, bo mialam wtedy spieta grzywke :p ),
a nastepnie oznajmila mi, ze leci do Kaliforni na tydzien, a jak wroci chce zobaczyc moj projekt badawczy, uaktualniony na podstawie ksiazek, ktore przeczytalam w trakcie wakacji. Yhmmm... no wiec nie przeczytalam za wiele ksiazek podczas moich swietnych wakacji spedzonych w pracy, a poza tym tydzien na takie zadanie to naprawde niewiele, zwlaszcza, ze ten sam tydzien spedzilam uczac sie poruszac po uniwerku, poznajac zasady dzialania rozlicznych dostepnych bibliotek, zapisujac sie na szkolenia i sprawdzajac, ktore kursy moge robic i jak to zrobic, zeby je robic, itd.
Poziom stresu jak zwykle w takich wypadkach strzelil mi od razu powyzej oczu, w zwiazku z czym mialam bardzo utrudniona widocznosc rzeczywistosci.
Byc moze to dlatego wpadlam na idiotyczny pomysl, zeby wpisac w moj projekt badawczy ksiazke, ktorej na oczy nie widzialam, a ktora jak sie okazuje napisal moj drugi promotor (!). O tym, ze mam drugiego promotora dowiedzialam sie pare dni temu.
Jutro robie akcje szukania tejze ksiazki po wszystkich ksiegarniach w Birmingham (bo oczywiscie w bibliotekach jej nie ma, bo dlaczego mialaby byc, kiedy bardzo jej potrzebuje), a nastepnie czytam ja w poplochu, zeby w srode na spotkaniu z obojgiem promotorow nie wyjsc na zupelna idiotke.
Btw. moj drugi promotor nazywa sie [juz my dobrze wiemy jak sie nazywa] i jesli nie jest Charrem Szamanem, to nie wiem kim jest.
Posted by Takietam at 12:37 AM 3 comments
Saturday, October 6, 2007
Na fali
Kolejny etap naszej prodrozy rozpoczelismy od 70 kilometrow tuktukiem - czyt. trzy godziny jazdy w malym bzyczacym pudelku podskakujacym na wybojach, ktorych to wybojow akurat na tej trasie nie brakowalo.
Byl to jedyny sposob, aby przedostac sie przez niezliczona ilosc check pointow militarnych. Zgodnie z relacja miejscowych tutktuki nie sa kontrolowane.
Naszym celem byl(a) Arugambay - jedna z najlepszych miescowek surferskich na swiecie, ale tez miejsce, wymieniane wsrod tych, ktore najbardziej ucierpialy podczas Tsunami.
Planowalismy zostac tam najwyzej trzy dni. Zwlaszcza, ze pierwsze wrazenie bylo przytlaczajace.
Most zniszczony przez wielka fale
Zostalismy tydzien - surfujac
czy tez robiac wszystko, zeby wygladac jak ktos kto surfuje
uprawiajac hazard (polecam wnikliwej analizie stroj mojego meza)
wylegujac sie na hamaku pod palmami
jedzac przepyszne jedzenie gotowane przez Amina (jak bede duza to tez bede tak gotowac)
Amin
mieszkajac jak krolowie kolysani do snu szumem oceanu (incydentalnie budzeni modlitwami muzulmanskimi wydzierajacymi sie z glosnikow o czwartej nad ranem)
i placac za to wszystko smiesznie malo.
A na deser mamy historie jak z filmu - pojawia sie bogaty milioner - King James, ktory przyjezdza na Sri Lanke kupowac ziemie zniszczone przez Tsunami. Nie zdradza nikomu, ze pieniadze naleza do jego kobiety - Brytyjki po 50, wygladem ludzaco przypominajacej indyka - ktora przezywa dzieki niemu milosc swojego zycia.
W tym momencie do gry wchodzi Chris - mlody bog, surfer, wcielenie piekna z zajebistym amerykanskim akcentem
Milioner zakochuje sie w naszym mlodym bogu i kupuje mu trzy kawalki ziemi pod inwestycje, prawdopodobnie wykorzystujac mozliwosc zawarcia kontaktow pod innym nazwiskiem.
W tym momencie wszystko sie sypie, poniewaz King James nagle znika - ucieka za granice, jak sie okazuje scigany listem gonczym.
Na miejscu zostaja kobieta i mlody surfer zatrudniony przez nia w wypozyczalni desek surfingowych bedacy jednoczesnie szczesliwym (i pozbawionym skrupulow) posiadaczem gruntow kupionych za pieniadze swojej szefowej...
I tu akcja sie konczy - wiemy tylko tyle, ze King James poszukiwany jest za podobne przekrety w wielu krajach. Schemat powtarza zazwyczaj ten sam - kobieta z pieniedzmi, inwestycje, mlody przystrojny mezczyzna.
Co stalo sie dalej? Czy King James zostal schytany? Czy pani Indyk odzyskala swoje pieniadze?
Nie wiadomo.
My wsiedlismy w samochod i odjechalismy w strone zachodzacego slonca.
Posted by Takietam at 9:00 AM 1 comments
Sunday, September 30, 2007
Ella - herbaciany raj
Postanowilam zostawic ciag dalszy realacji z Anuradhapury mojemu mezowi, poniewaz kazde zdanie, ktore zaczynam natychmiast przeksztalca mi sie w opowiesc o kurczaku, ktory bardzo mnie tego dnia przesladowal i moze lepiej bedzie, jesli zakoncze na tej krotkiej wzmiance ku jego pamieci.
And now for something completely different:
A wiec kurczaki...
***
Jesli istnieje jakies miejsce na swiecie, ktore mogloby udawac, ze jest rajem stworzonym specjalnie dla mnie - to jest to region herbaciany. I know you know. Jeszcze na etapie planowania naszej podrozy naczytalam sie o tym miejscu i naogladalam zdjec w sieci, a moje kupki smakowe juz nie mogly sie doczekac smaku herbaty prosto z krzaka (czy cos :) ).
Na miejsce dotarlismy czarna noca. Perspektywa wspinaczki do wymarzonego i wyczytanego wczesniej hoteliku Karoliny wydala sie wszystkim co najmniej nierealna. Uratowac mogly nas tylko dwa tuktuki, ktore z mozolem bzyczacych silniczkow i stekiem blachy wdrapaly sie kreta drozka na szczyt jakiegos wzgorza i wbrew naszym najczarniejszym wizjom zaparkowaly z piskiem opon przed tablica: Ambiente.
Do konca nie wiedzialam, czy to o tym miejscu czytalam w sieci i czulam wyrzuty sumienia, bo cena noclegu okazala sie byc wyzsza niz myslelismy. Odwrotu juz jednak nie bylo i postanowilismy zostac.
Nie potrafie opisac uczucia, ktore mnie ogarnelo, kiedy o swicie wstalam z lozka i wyszlam na taras, a u moich stop rozpostarl sie widok o jakim nie smialam marzyc:
Zdjecie zrobione przez DIY filtr z okularow slonecznych:
Sniadanie na tarasie i herbata oczywiscie:
Smutna czesc opowiesci o herbacie jest taka, ze herbata na Sri Lance jest paskudna. Wszystko co dobre eksportuja do Europy i zostaje im tylko pozbawiony smaku czarny mial.
Wesola czesc opowiesci o herbacianym miejscu jest taka, ze po sniadaniu chlopaki wyslali nas (czyli zenska reprezentacje) na rozmowe do naszych kucharzy, w celu zdobycia informacji jak najlatwiej dotrzec na najblizsza plantajce herbaty.
Nasze pytanie: "Gdzie tu jest najblizsza plantacja herbaty?" wzbudzilo zaskoczenie. Niedowierzanie, ktore odmalowalo sie na twarzach naszych rozmowcow moglo bylo nas od razu ostrzec, ze grzezniemy. Nieszczesne postanowilysmy jednak drazyc i zapytalysmy: "W ktora strone powinnysmy pojsc, zeby dojsc do najblizszej plantacji i czy w godzine tam dojdziemy?"
Padly jakies niejasne odpowiedzi, ktore postanowilysmy zignorowac i po prostu pojsc do wioski w dole doliny, a w razie braku plantacji herbaty, zadowolic sie widokiem doliny.
Jak bardzo sie zblaznilysmy, okazalo sie dopiero po wyjsciu dwoch krokow za brame - herbata byla wszedzie dookola.
"Widziecie tu jakas herbate?":
Posted by Takietam at 9:03 AM 1 comments
Saturday, September 29, 2007
Anuradhapura vel Nudny Szczur
Zapamietanie nazw sinhalskich bylo wyzwaniem od samego poczatku. Radzilismy sobie jak moglismy - zazwyczaj tworzac wlasne wersje. Tak narodzil sie Nudny Szczur - antyczna stolica wyspy, ktora juz w czasach starozytnego Rzymu byla jednym z wazniejszych osrodkow kulturalnych. Odnalezione w ruinach monety rzymskie swiadcza o tym, ze handel miedzy tymi dwoma miastami kwitnal.
Ruiny sa tak duze, ze jedynie czterej jezdzcy apokalipsy na swietlistych rumakach mogli stawic im czola.
Glod:
Zaraza:
Wojna:
i Smierc:
cdn.
Posted by Takietam at 1:44 PM 3 comments
Thursday, September 27, 2007
Sigiriya - start a new game
Wytrzesieni za wszystkie czasy i wymemlani po pieciogodzinnej podrozy tatusiem druciakiem - autobusem marki TATA pelnym po brzegi lokalsow - wysiedlismy na zupelnym pustkowiu. Poczucie niepewnosci poglebil jeszcze widok naszego Flower Inn, ktory jak zywcem wyjety z bajki o czarownicy tonal w kwiatach i rozowych firankach.
Z kazda chwila nastroj niesamowitosci narastal - w pewnym momencie rzeczywistosc zaczela sie naginac i przeksztalcac, aby w przeniesc nas do swiata gry komputerowej:
Intro:
Dawna stolica Sri Lanki, Sigiriya, wybudowana zostala przez lankijski odpowiednik Macbetha -Kassapa (vel Kasyapa), ktory pozadajac wladzy wyslal swojego starszego brata na wojne do Indii liczac na jego pewna smierc, a nastepnie zamordowal ojca. W obawie, ze brat moze jednak powrocic i zemscic sie krwawo, Kassapa postanowil wybudowac fortece, ktora miala zapewnic mu bezpieczenstwo. Na jej miejsce wybral szczyt stromej gory, otoczonej labiryntem skalnych ogrodow, na ktora dostac mozna sie bylo jedynie waskimi schodami ukrytymi wsrod skal. Tak zabezpieczony spokojnie czekal na powrot brata. Do oblezenia twierdzy jednak nigdy nie doszlo, poniewaz Kassapa zaslepiony swoja wielkoscia postanowil wyruszyc naprzeciw bratu. Dosiadl swojego slonia i rzucil sie do ataku w pierwszych szeregach swojej armii. Na jego nieszczescie slon sploszyl sie w kulminacyjnym momencie walki. Jego wojska myslac, ze ich przywodca nie zyje, rozproszyly sie i uciekly, a Kassapa nie mogac zniesc porazki popelnil samobojstwo.
Mission:
Twoim celem jest dotarcie na szczyt gory, unikajac zasadzek zastawionych przez "myfriendow" (NPCow). Po drodze musisz odnalezc jaskinie kobry i starozytne malowidla na scianach, a nastepnie przedostac sie przez paszcze lwa. Twoje skillsy rosna za kazdym razem, gdy ominiesz zasadzke NPCow probujacych na sile zostac Twoimi przewodnikami, albo przynajmniej sprzedac Ci sloniki wyrzezbione z kokosa.
Start a new game:
Game over:
Wiecej screenshotow w alternatywnej wersji wydarzen.
Posted by Takietam at 6:41 PM 0 comments
Saturday, September 15, 2007
Cukierkowe miasto
Moze to kwestia naszej czworki nakreconej na zwiedzanie, a moze po prostu majac tylko dwa tygodnie na ta niesamowita wyspe musisz nadac sobie tempa, zeby cokolwiek zobaczyc?
W kazdym razie nie dam rady opisac nawet polowy tego, co wydarzylo sie od ostatniego wpisu, wiec wybaczcie, jesli wyjdzie mi przelaj myslowy, ale postaram sie oddac ducha :
Zatloczone i glosne Colombo opuscilismy bez zalu bogatsi o doswiadczenia jazdy tuktukiem, ktorej nie sposob porownac do niczego innego. Wesole miasteczka moga sie schowac. Pedzisz malym trzykolowcem wpijajac sie paznokciami w siedzenie ze skaju, podczas gdy bosonogi kierowca szaleje wciskajac sie w szczeliny pomiedzy wielkimi autobusami i manewrujac pomiedzy najdziwniejszymi tworami pojazdopodobnymi poruszajacymi sie po drodze we wszystkich kierunkach, bez jasnych regul, a w zasadzie z jedna regula - nie zatrzymywac sie pod zadnym pozorem.
A oto i jeden z pelnoprawnych uczestnikow ruchu drogowego. My best car ever:
I jeszcze tuktuk w pelnej krasie:
Podroz pociagiem - zgodnie z rada z przewodnika usiedlismy po prawej stronie w wagonie widokowym pierwszej klasy, ktory pamieta zapewne jeszcze czasy kolonii brytyjskiej - dostarczyla nam oblednych widokow gor porosnietych tropikalna dzungla (jestesmy dwa kroki od rownika).
W Kandy wyladowalismy juz po zmroku i niemalze po omacku wspinajac sie waskimi i stronymi uliczkami dotarlismy do naszego accommodation. Stroma wspinaczka oplacila sie nam, poniewaz nocleg okazal sie domkiem z najpiekniejszym widokiem na doline, jezioro i palac nad woda - Temple of the Tooth - tooth Buddy oczywiscie.
Spedzilismy w tym lankijskim Zakopanem dwa dni zwiedzajac swiatynie buddyjskie, uciekajac przed miejsocwymi handlarzami oraz przypadkowo okupujac posterunek policji, ktory napatoczyl sie akurat jako jedyne miejsce, gdzie moglismy schowac sie przed deszczem. A pomyslec, ze kiedys byla to lazienka krolowej (to ten budynek tuz nad woda na zdjeciu powyzej).
Dzieki nieodzownemu przewodnikowi [i tutaj zaskoczenie - tym razem to nie Lonely Planet, a Rough Guide okazal sie bardziej przydatny] dotarlismy na pokaz slynnych kandyjskich tancow z bebnami oraz polykaczy ognia chodzacych po rozzazonych weglach. Robi wrazenie, nawet na takich sceptykach jak ja :)
Nastepnego dnia postanowilismy w koncu zdobyc nasze sloniatko, ktore Bohdan koniecznie chce przywiezc do Anglii. Sloniatka biora sie z Pinnewali - sierocinca dla sloni, oddalonego od Kandy o paredziesiac kilometrow. Bylam przeciwniczka tej wycieczki - jakos nie moglam uwierzyc w to, ze slonie trzymane na uwiezi sa szczesliwsze niz na wolnosci. Sierociniec brzmial jak swietna pulapka na turystow.
Do tej pory nie potrafie powiedziec czy rzeczywiscie jest to raj dla sloni, ale nie zaluje, ze to zobaczylam. Na naszych oczach odbylo sie powitanie dziesieciodniowgo sloniatka w stadzie i pierwsza jego kapiel w wielkiej rzece. Ryk radosci wydany przez 80 sloni paralizuje, a nagly wyscig stada pedzacego na powitanie malego slonika wbija w ziemie. Slonie to niesamowite stworzenia.
"Nie ogladaj sie za siebie, ale ktos Cie sledzi":
W nastepnym odcinku bedzie o podrozach autobusami, tajemniczej gorze i ruinach antycznych stolic.
I na koniec konkurs:
Co oznacza klakson w ruchu ulicznym na Sri Lance?
Rozwiazanie konkursu w nastepnym wpisie.
Posted by Takietam at 1:49 PM 4 comments